Intel Extreme Masters 2015

Intel Extreme Masters 2015

Intel Extreme Masters to już chyba bezapelacyjnie największe święto graczy w Polsce. Pamiętam jak w tamtym roku spędzałam kilkanaście godzin dziennie i nocnie oglądając wszelkie możliwe streamy z Katowic, a w momencie jak Virtus Pro sięgało po mistrzostwo rozgrywek ESL One przyrzekałam sobie, że w przyszłym roku mnie także tam nie zabraknie. No i tak się stało, mimo różnorakich trudności i jednoznacznego wręcz wskazywania mi przez naturę, że nie chce bym tam jechała, dnia 13 marca w sobotę wyruszyłam wygodnym Polskim Busem w stronę Katowic.

Złe dobrego początki

a raczej ich brak. Pierwsza tura sprzedaży biletów ruszyła jakoś w grudniu, w dodatku przed świętami. Nie był to dobry termin, bo po prostu zupełnie o tym zapomniałam. Nie przejęłam się zbytnio, bo w sumie czemu, przecież jeszcze dwie, kupa czasu, damy radę. Druga tura, chyba w lutym, ruszyła w godzinach mojej pracy. Nie było mnie jakoś przy komputerze, spotkania, coś tam. Przed 16 zerknęłam tylko na stronę Ticket Pro – są. Wrócę do domu i kupię, no i pojechałam. Po powrocie chwila, telefon, znowu coś, pach, karnetów już nie ma. No kurde, co oni wszystko na tą trzecią turę zostawiają? Nie ma sprawy, kupimy jeszcze. Na trzecią turę byłam już mocno przygotowana. Dwa alarmy w telefonie ustawione, palce na przyciskach myszki i odświeżanie. Godzina 16 – sprzedaż ruszyła. Po 72 sekundach nie było już ani jednego, zastraszająca szybkość internetu w biurze nie pozwoliła mi nawet odświeżyć strony. No i tak.

Równie śmiesznie było z noclegiem. Na dwa tygodnie przed IEMowym weekendem jedyny hotel w okolicy Spodka oferował pokoje w super atrakcyjnej cenie 950 zł za noc. Postanowiłam więc tym razem przyoszczędzić na waciki i przenocować gdzieś dalej. Oczywiście zaczęłam już panikować, bo pokoje hotelowe znikały dosłownie na moich oczach. Godzinę po tym jak mi udało się zarezerwować coś w dosyć rozsądnej cenie, znajomi nie mogli już niczego znaleźć. Stało się jasne, że do Spodka nadciągną niewyobrażalne tłumy. No i będą kolejki. Ci co widzieli, pewnie nadal nie wierzą, że ktoś chciał w ogóle tam stać. Moje ulubione zdjęcie z dziesiątek jakie pewnie i Wy oglądaliście w internetach:

kolejka iem2015

 

Czasem słońce czasem deszcz

Przyjechaliśmy do Katowic ok 13:30, całą drogę nic się nie działo, oczywiście na miejscu sekundę po tym jak wysiedliśmy z autobusu zaczął padać straszny deszcz. Włosy układane pół nocy. I deszcz. Nie myśląc zbyt długo wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki. No bo ile może kosztować taksówka w Katowicach? Przecież nie więcej niż w Warszawie! Do hotelu w końcu było jakieś 4,5 km. Kiedy usłyszałam od taksówkarza głośne CZTERDZIEŚCI ZŁOTYCH myślałam, że to jakiś żart. Ot tak, dzień dobry, Kato! ;) Na szczęście na miejscu od kilku dni był już mój kolega, który przyjechał po nas do rzeczonego hotelu, ratując tym samym przed bankructwem jeszcze przed dotarciem do samego Spodka.

Na miejscu w obszarze przewidzianym dla ‘tych z biletami’ nie było już żywej duszy, bo wszyscy którzy mieli taką możliwość dawno byli już w środku, także weszliśmy bez problemu. Pełna emocji przemierzałam kolejne bramki obstawione miłymi panami, którzy co raz próbowali mnie wkręcić, że mój bilet nie działa i nigdzie nie wejdę. Kiedy moja mina zaczęła przypominać wyraz twarzy dziecka, które za jakieś 3 sekundy wybuchnie rzewnym płaczem, Panowie przestali się nade mną znęcać i wpuścili do środka. Idąc w kierunku wejścia coraz głośniej dawało się słyszeć jakieś krzyki. Myślę sobie, ach te emocje. Jednak im bliżej, tym wyraźniej słychać było, iż duża grupa ludzi skanduje z oddali “OTWIERAJCIE!!!”. Wpadłam nieco w konsternacje – to co, znaczy, że gdzie nie wejdę? Nie ma problemu, mamy jeszcze przecież niedzielę. Niestety kolega szybko wyprowadził mnie z błędu. Skandujący tłum setek rządnych krwi ludzi stał pod wejściem do Centrum Kongresowego, do której wejście zostało zamknięte. Okazało się, że w środku jest tam już zbyt dużo ludzi by wpuszczać kolejne pielgrzymki. I nie było by w tym nic złego, gdyby nie to, że właśnie tam, za jakieś 2 godziny rozgrywać się miał mecz Virtus Pro vs Fnatic. Ale jak to? Przecież przyjechałam tu 300 km na ten właśnie mecz i nawet go nie zobaczę?! Ku mojej niewyobrażalnej rozpaczy tak właśnie się stało. Szczere FU dla organizatorów, którzy tak przemyśleli ten temat. Ostatni i jedyny od mojego przyjazdu mecz Virtus Pro obejrzałam w naprawdę świetnym towarzystwie, szkoda, że nie w tym miejscu, gdzie powinnam.

 

Żałowałam tym bardziej, bo jak niestety się spodziewałam, chłopakom nie udało się powtórzyć zeszłorocznego sukcesu i nie weszli nawet do finału rozgrywek ESL One. To było największe rozczarowanie tego dnia no i niestety rozczarowanie całej imprezy. Najpierw miesięczne oczekiwanie, radość, a później but na twarz. Naprawdę, nie można było tego przewidzieć? Pomyśleć, że są ludzie zainteresowani daną grą, której rozgrywki chcieliby zobaczyć i sprzedawać bilety na poszczególne tytuły? Nie jestem w stanie wyrazić mojego żalu i zniesmaczenia tą sytuacją, serio. Miałam ochotę wsiąść w pierwszy lepszy pociąg i wrócić do Warszawy. Może wtedy nie musiałabym tak cierpieć gdyż niestety żal i rozpacz sprawiły, iż moje mocne postanowienie abstynencji postowej wzięło w łeb, co nie skończyło się zbyt dobrze. O tym jednak nie będę się zbyt długo rozprawiać, Ci co widzieli, wiedzą ;)

Nie żałuję

Co by jednak nie mówić i jak bardzo nie żałować, to Intel Extreme Masters jest imprezą godną odwiedzin. Z pozostałych rozgrywek, jednym okiem popatrzyłam jeszcze na kilka meczy League of Legend, bo sama lubię pograć sobie raz na jakiś czas odświeżyć skilla, którego chyba nigdy naprawdę nie nabędę ;) Zdecydowanie jednak jeżeli chodzi o LoLa, to wolę w to grać niż oglądać. Myślałam może, że atmosfera Spodka zarazi mnie jakoś kibicowaniem zmaganiom graczy, ale niestety i to mnie nie porwało, radośnie więc poszłam podziwiać wszystkich zgromadzonych w Centrum Kongresowym wystawców. Jak przystało na rasową kobietę zły humor zniknął, kiedy tylko nabyłam nowe klawisze (SteelSeries 6GV2), w starych literki dawno już zniknęły i ciśnienie na nie było już dosyć spore. IEM to świetna okazja zaś by coś kupić, mając możliwość to wcześniej pomacać ;) Zakupy przerwał świetny mecz finałowy rozgrywek ESL One – NIP vs Fnatic, który ostatecznie udowodnił, że sobotnia przegrana z Fnatic nie była wypadkiem przy pracy – forma Szwedów okazała się bowiem poza czyimkolwiek zasięgiem. W tak zwanym międzyczasie wyskoczyłam jeszcze rzucić okiem na poziom gry Pań z ALSEN Team – Polki, to obecnie chyba jedyna kobieca drużyna CS:GO w naszym kraju. Niestety ich forma nijak miała się do poziomu gry reszty drużyn płci pięknej i ostatecznie zajęliśmy ostatnie, czwarte miejsce. Ogromny szacunek jednak dla dziewczyn, że chcą grać, chcą próbować i pokazywać się na tak ogromnych turniejach. Mimo, że zapewne nieco przytłoczyła ich późniejsza fala krytyki, to na pewno są o wiele bogatsze o masę doświadczenia, jakie nabyły biorąc udziału w tak dużej imprezie. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, co ostatecznie utnie głupie spekulacje, że kobiety nie umieją w strzelanki ;)

Punktem kulminacyjnym całej wyprawy było spotkanie z moimi ulubieńcami ze Spider’s Web – Szymonem R oraz Dawidem Kosą Kosińskim, a także samym Szefem Szefów zespołu! Było super sympatycznie i fajnie, że Panowie znaleźli czas, żeby zamienić kilka słów z największą fanką w całym kraju ;)

Na koniec podrzucam Wam jeszcze świetny przegląd coosplay obecnych na Intel Extreme Masters w tym roku. W związku z tym, że oczywiście mój telefon umiera wtedy kiedy jest czas na zdjęcia, a ze mnie dupa, a nie blogerka, skoro zamiast cykać foty w momencie agonii baterii, to chodzę i po prostu upajam się atmosferą i emocjami, to musicie zadowolić się materiałem skręconym przez ekipę ze Spider’s Web – złapali najlepsze ‘okazy’, jakie i mnie osobiście najbardziej się podobały :) Co prawda wszystkie stroje na żywo robią o wiele większe wrażenie – tym bardziej szacunek dla ludzi z pasją i umiejętnościami do robienia takich cudów:

Na szczęście kolejny Intel Extreme Masters za rok odbędzie się znowu w katowickim spodku i już wiem, że mimo wszystkich przygód znowu tam będę. Jednak tym razem, bogata w ogrom doświadczeń, zorganizuję się w taki sposób, by już nic, co ciekawe nie umknęło mej uwadze.

*Zdjęcie główne pochodzi z antyweb.pl (zdrada!;))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Michał pisze:

Super tekst, po którym jeszcze bardziej żałuję, że nie mogłem osobiście być na IEM. Może za rok ;) Porażka Virtusów mocno bolała, liczę że za rok sięgną po zwycięstwo, a ja będę miał przyjemność oglądać ich na żywo.
Widzę, że ten wypad, to od samego początku, jedna wielka przygoda ;)

smiglowiec pisze:

spoko ale virtusi nie grali z nipem ;) nip tez nie wygral w finale takze cos kiepsko ogladalas

racja! zostało mi chyba trochę alko po zapijaniu rozpaczy :) dzięki za wyłapanie pomyłki!

wnawrocki pisze:

Ja miałem ustawione miliard powiadomień już na pierwszą turę sprzedaży. Od razu kupiłem bilety na sobotę i niedzielę dla siebie i Narzeczonej. Pisałaś o biletach na konkretny tytuł… Były takie, zapewnione było miejsce w pierwszych rzędach i jakieś inne pierdoły, ale cena takiego biletu to 200zł o.0 też jechaliśmy koło 300km na IEM. Hotel zarezerwowałem zaraz jak zdobyłem bilety, a cały wyjazd w ogólnym podliczeniu wyniósł Nas 1500zł. Gdyby teraz zapłacić 200zł za jeden bilet na dzień, a nie 50zł… Wyszłoby jeszcze więcej…

Co do organizacji miejsca dla widzów CS’a… Szkoda gadać. Organizatorzy wiedzieli, że będzie tłum (przecież w zeszłym roku Virtusi pokazali klasę). Do tego sprzedawane były maski z wizerunkami graczy, koszulki, hype ogromny, a miejsc dla widzów niewiele… Jak sobie pomyślę, że w sobotę byłem w centrum kongresowym z rana, po czym wiedząc, że mamy jeszcze jakieś 5 godzin do meczu Polaków, poszliśmy sprawdzić co tam w Spodku słychać, a powrotu już nie było…

Finalnie mecz Virtusów obejrzałem z Narzeczoną w… Hotelu.
Anyway- impreza rewelacyjna. No i trafiłem na Twój blog przypadkiem (wpisałem “blog gracza” w google), planuję zmiany w swojej twórczości, więc sprawdzam powiązane tematycznie blogi.

Pozdrawiam ;)

No widzisz, to z biletami byłeś zdecydowanie lepiej przygotowany niż ja :P Gdyby nie przypadek i wygrana jednego biletu na Spider’s Web to pewnie nie było by opcji jechać, teraz jestem już mądrzejsza w doświadczenia :P 1500 zł to naprawdę ogromna suma jak na dwie osoby, podliczając w myśli – mnie całość kosztowała ok. 500 zł..

Tak, tak, wiem o biletach VIP z zapewnionym miejscem, ale z tego co pamiętam, to sztuka kosztowała 450 zł.. To nawet mnie by było szkoda wydać 900 zł za dwie sztuki ;)

No właśnie to mnie dziwi – niby organizatorzy mieli świadomość co może być, chociażby po tym w jakim tempie rozchodziły się bilety, a jednak dali ciała. Widzę, że oglądaliście mecz w takich samych warunkach jak ja, to niestety mega przykre.

Mimo wszystko mnie też się bardzo podobało :)
Dzięki za feedback i nie omieszkam zajrzeć do Ciebie :)

pozdrawiam!

wnawrocki pisze:

racja, myślałem o cenie normalnego karnetu =D

PKP 200zł w dwie strony, bilet na IEM 200zł, hotel 800zł i jedzonko + pifka itd. W Katowicach byliśmy od pt do pn.

Co do mojego bloga- tymczasowo przebudowa, no i urządzanie mieszkania.